Choć po zakończeniu rządowych dopłat popyt na kredyty mieszkaniowe zmalał, utrzymuje się na poziomie wyższym niż przed rokiem. Banki notują sprzedaż lepszą niż w rekordowym 2021, gdy oprocentowanie hipotek było 2,5-krotnie niższe niż dziś. Wynika to z kilku przyczyn.
Zgodnie z przewidywaniami po zakończeniu programu Bezpieczny kredyt 2 proc. (koniec 2023) popyt na kredyty mieszkaniowe zmalał. Jednak utrzymuje się on na wyższym poziomie niż rok temu o tej porze, czyli przed wprowadzeniem dopłat do rat hipotecznych.
Średnie oprocentowanie a popyt na kredyt hipoteczny
Według ostatnich danych NBP średnie oprocentowanie nowo zaciąganych kredytów hipotecznych wynosi 7,59 proc. Z tym że hipoteki ze stałą stopą kosztują przeciętnie 7,52 proc., a ze zmienną – 7,9 proc. We wszystkich przypadkach jest to najmniej od maja 2022.
Cena finansowania bankowego udzielanego na zakup nieruchomości mocno wzrosła wraz z podwyżkami stóp procentowych. Przez pewien czas przekraczała 9 proc. W szczytowym okresie (końcówka 2022) było to 9,32 proc. Przy czym za kredyty mieszkaniowe ze zmiennym oprocentowaniem klienci płacili jeszcze więcej (9,61 proc.).
Oczywiście oprocentowanie kredytu hipotecznego nie pozostawało bez wpływu na wielkość zainteresowania finansowaniem bankowym.
Przed pandemią instytucje finansowe wypłacały miesięcznie na zakup nieruchomości mieszkalnych 4-5 mld zł. Wraz z obniżkami ceny pieniądza w 2020 sprzedaż zwiększyła się do 7-8 mld zł. Jednak gdy wskutek najwyżej od lat 90. inflacji koszt kapitału został drastycznie podniesiony (z 0,1 do 6,75 proc.), popyt na kredyty mieszkaniowe mierzony sprzedażą zaczął maleć. W II połowie 2022 obniżył się do 2 mld zł miesięcznie.
Ponownie ożywił się z początkiem 2023, gdy stało się pewne, że w życie wejdzie program dopłat do rat kredytów mieszkaniowych. To stało się w połowie ub. r. i wywindowało sprzedaż hipotek do 8-9 mld zł miesięcznie.
Bezpieczny kredyt nie zdusił zainteresowania hipotekami
Jednak od początku 2024 wsparcie na ten cel nie jest już dostępne. Mimo to banki wciąż pożyczają klientom kupującym domy i mieszkania ogromne kwoty (9-10 mld zł miesięcznie).
Za część tego wzrostu odpowiadają coraz droższe nieruchomości. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat średnia kwota wypłacanego kredytu mieszkaniowego poszła w górę o 1/5 (z 347 do 418 tys. zł).
Zainteresowanie pożyczaniem pod hipotekę się nie załamało. Co prawda liczba wnioskujących o finansowanie zmalała w porównaniu z II połową ub. r., gdy można było skorzystać z programu BK2, to skala spadku okazała się mniejsza od przewidywań.
– Analizy z początku roku wskazywały, że liczba wnioskodawców zmniejszy się o połowę. Jednak spadek wynosi około 1/3. Popyt na kredyty mieszkaniowe pozostaje wyraźnie, o 30-40 proc., wyższy niż w I połowie ubiegłego roku – mówi prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK-u.
Liczba wnioskodawców prawie osiągnęła poziom sprzed pandemii i gwałtownych zmian na rynku kredytów mieszkaniowych. W marcu klienci złożyli niemal 30 tys. wniosków. Średnia sprzed 2020 to 35 tys. aplikacji miesięcznie.
– Działo się tak w czasach, w których mieszkaniówka nie była targana nagłymi zmianami wywoływanymi przez epidemię, skutki wojny czy gwałtowne ruchy w polityce monetarnej – przypomina Bartosz Turek, główny analityk firmy HREIT.
Czynniki podtrzymujące popyt na kredyty mieszkaniowe
Wciąż duża skłonność do zadłużania się na cele mieszkaniowe wynika z kilku przyczyn. Najważniejsze to:
-
Wysoki wzrost wynagrodzeń
Po uwzględnieniu inflacji jest on najwyższy od przełomu wieków i ociera się o 10 proc. Przy niższej inflacji i stabilnych stopach procentowych przekłada się to na większą zdolność kredytową.
Od dołka w wakacje 2022 zwiększyła się ona o 2/3 – z 397 do 657 tys. zł (wyliczenia dla gospodarstwa 2+1 z dochodem w wysokości dwóch średnich krajowych). To niewiele mniej niż we wrześniu 2021, kiedy oprocentowanie hipotek było 2,5-krotnie niższe. -
Niskie bezrobocie
Pozostaje ono na poziomie najniższym w historii III RP. Przez to klienci czują mniej obaw przed zaciąganiem długookresowych zobowiązań. -
Malejąca inflacja
Po prostu po opłaceniu kosztów utrzymania konsumentom zostaje więcej w portfelu. To implikuje ich większy optymizm i skłonność do realizacji poważniejszych planów. -
Łagodniejsze wymagania banków
W ten sposób próbują one przyciągnąć klientów po zakończeniu programu dopłat.